czwartek, 27 lutego 2014

Bym czynił dobro, pomimo wszystko

Teresa, pisząc o pięknie, nie boi się wspomnieć o nicości i nędzy. Dlaczego? Pewnie odpowiedzi może być kilka. Jedną z nich może być to, że w świetle Boga, Jego piękna, my możemy odkryć własną nędzę i nicość. Jednak to odkrycie nie może nas pchnąć ku pesymizmowi, bo to przecież odbiera nam siłę, radość życia. Potrzeba nam więc takiego sposobu odkrywania swoich słabości, żeby w skutek tego, otworzyć się na nową jakość. Żeby to nie było prostym rozdrapywaniem ran, lecz kojącym balsamem. Czymś, co będzie nas kierowało, ku dobru. To jednak nie jest takie proste i pewnie musimy się tego uczyć a zarazem prosić Boga o to, ponieważ potrzeba nam takiego przeskoku z własnych słabości, ku dobru. I tu nie chodzi o to, że zapominam o swoich słabościach, lecz wiem, że w moim postępowaniu mam kierować się dobrem, a więc moje słabości są we mnie obecnie, i nawet niech one przyczyniają się do tego, bym czynił dobro, pomimo wszystko.

Sabinka, 26 lat

poniedziałek, 24 lutego 2014

Bóg jest w każdej naszej ranie

Pewnego dnia po Komunii uczułam najwyraźniej Pana przy mnie stojącego; począł mię pocieszać słowy najczulszej miłości. Między innymi, powiedział mi: Oto Mię masz, córko; jestem przy tobie. Ja sam; pokaż ręce twoje. I uczułam, że bierze je w ręce swoje i do boku swego przykłada, po czym rzekł: Zobacz rany moje; nie jesteś beze Mnie; krótkość życia tego przemija.
(Św. Teresa od Jezusa, Sprawozdania duchowe 15,6)

Bóg jest w każdym naszym zranieniu, w każdej naszej ranie. Nie jesteśmy w tym sami. Tylko jak Go dostrzec? Po prostu trzeba nam nieustannie Go przyzywać, tak jak potrafimy. Bo w cierpieniu bywa niebezpieczeństwo zamknięcia się w sobie, w swoim bólu. Rozumiem, że nie każdemu jest warto mówić o swoich zranieniach, bo zamiast otrzymać pocieszenie, możemy ponownie otrzymać kolejną lawinę bólu. Ale Jezus jest Tym, który nas nie zrani. Po czym to poznać? Po tym, że pomimo zranień, bólu potrafimy czynić dobro, nawet tym ludziom, którzy nam zaszkodzili. Oczywiście, trzeba w tym dużej roztropności, bo nie każdy potrafi przyjmować dobro. Niekiedy na dobro reaguje się złością. Ale właśnie ową roztropność i moc wychodzenia z własnych kręgów zranień, daje Bóg. Dlatego wzywajmy Go jak potrafimy, przy każdym przykrym wydarzeniu.

Sabinka, 26 lat

niedziela, 16 lutego 2014

Na cóż Im potrzebna miłość moja?

O duszo moja, rozważaj tę wielką rozkosz miłości, jaką ma Ojciec, poznając Syna swego, i Syn, Ojca swego, i zapał święty, z jakim Duch Święty z Ojcem i z Synem się jednoczy! Żadna z trzech Osób nie może się odłączyć od tej miłości i od tego poznania, bo wszystkie trzy jedną są istnością. Przedwiecznie te trzy Boskie Osoby wzajemnie siebie poznają, wzajemnie siebie miłują, wzajemną i wspólną cieszą się rozkoszą. Na cóż im potrzebna miłość moja? Na co jej żądasz ode mnie, Boże mój? Co na niej zyskasz? Bądź błogosławiony, Boże mój, na wieki! Niechaj wszystko stworzenie chwali Ciebie, Panie, bez końca, jak Ty jesteś bez końca! 
(Św. Teresa od Jezusa, Wołanie duszy do Boga 7,2)

Teresa, rozważając prawdę o Trójcy Świętej, stwierdzi, że Bóg żąda od niej miłości. Czyli tego, by ona Go kochała. Bóg jest doskonały i nawet, gdyby Go ludzie nie kochali, On dalej byłby samą doskonałością. To dlaczego Teresa uważa, że Bóg żąda od niej miłości? Ponieważ dopiero w jej świetle uczymy się poznawać Boga, siebie samego i innych ludzi. Ten, kto pragnie kochać Boga, pomalutku, a może nawet przez całe życie, doświadcza tego, że Bóg wyrzeźbia w nim to, co jest napisane w hymnie o miłości: miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, miłość nie zazdrości....

Sabinka, 26 lat

niedziela, 9 lutego 2014

On zna cierpienie

Obecność tę trzech Osób Boskich, o której mówiłam na początku, miałam ciągle przytomną w duszy aż do dnia dzisiejszego - Wspomnienia św. Pawła. A że nawykłam oglądać samego tylko Pana Jezusa, więc widzenie trzech Osób sprawiało mi niejaką trudność, choć widzę, że to jeden Bóg. Dzisiaj, gdym się nad tym zastanawiała, Pan rzekł do mnie, że mylę się, wyobrażając sobie rzeczy duszy za pomocą przedstawienia rzeczy cielesnych. Muszę zrozumieć, że między tym dwojgiem wielka jest różnica, i że dusza zdolna jest objąć i posiadać wiele rzeczy naraz. Zdaje mi się, że coś podobnego dzieje się ze mną, jak kiedy w gąbkę przenika i wsiąka woda. W podobny sposób dusza moja napełnia się Bóstwem i niejako opływam w nie i posiadam w sobie trzy Osoby Boskie.
(Św. Teresa od Jezusa, Sprawozdania duchowe 18,1)

Przez udzielenie nam chrztu otworzyła się przed nami pełna bogactwa droga sakramentalna. Bogactwo płynie stąd, że odtąd możemy czerpać swoje siły witalne ze źródła, jakim jest Bóg. Nie znaczy to, że ominą nas wszelkie przeciwności, lecz mamy możliwość we wszystkich nieszczęściach szukać Boga, który przecież jest większy od naszych słabości i znane jest Mu cierpienie. Zostaliśmy ochrzczeni w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, znaczy to, że cała Trójca Święta jest w nas obecna, a dalsze sakramenty są dla nas ukonkretnieniem owej prawdy a zarazem umożliwiają nam coraz bardziej świadomie i dojrzale kroczyć drogą wyznaczoną nam przez Chrystusa-przez życie, śmierć i zmartwychwstanie.

Sabinka, 26 lat

piątek, 7 lutego 2014

Ty znowu rękę podajesz (2)

Z początkiem bieżącego roku, podobnie jak niegdyś św. Teresa i zapewne niejednokrotnie każdy z nas, poznałam własną naturalną niemoc w konfrontacji z grzechem. Wcześniej przytoczone przeze mnie słowa komentarza o. Józefa Kucharczyka OCD  dotyczą tego, czego w istocie sama doświadczam i dlatego też teksty Teresy z działu „Miłosierdzie odnawia przyjaźń” od tego czasu szczególnie do mnie przemawiają. Po kilkunastu dniach, jeśli zapoznaliście się z powyższym tekstem „Ty znowu rękę podajesz”, być może macie podobne refleksje jak ja, a mianowicie - jak niezwykłe jest to, że kiedy tylko decydujemy się odnawiać z Nim przyjaźń, Bóg okazuje nam swoje nieskończone miłosierdzie i w sakramencie pokuty i pojednania wyzwala nas z grzechu! Czasem brak nam siły woli w walce z pokusą i tylko dzięki temu, że mamy świadomość Jego dobroci, jesteśmy w stanie poznać konieczność podporządkowania się Mu. Myślę, że w każdym momencie naszej niemocy najlepszym co możemy zrobić, to właśnie pomyśleć o miłości Boga do człowieka aż po krzyż. Gdy atakuje nas pokusa o następującej treści: „skoro zgrzeszyła(e)m w określony sposób, to nie ma znaczenia ile razy to zrobię, bo i tak będę się z tego spowiadać”… Wówczas powinniśmy powiedzieć sobie: Nie! Każdy moment, kiedy wybieramy Jego wolę, a nie swoją, ma znaczenie! Jeśli przypomnimy sobie Jego ojcowską miłość, On pomaga opamiętać się, a my, słabi ze skruszonym sercem, znowu pragniemy chwycić Go za rękę

Agnieszka, 26 lat

niedziela, 2 lutego 2014

W różnorodności jedność

To, co mnie się ukazało, były to trzy Osoby odrębne, z których każda ma własną postać i własną mowę swoją. Potem jeszcze, na lepsze stwierdzenie tej odrębności Osób, stanęło mi na myśl, jako jedna tylko Osoba Syna przyjęła ciało ludzkie. Osoby te miłują się wzajemnie, wzajemnie się jedna drugiej udzielają i wzajemnie znają siebie. Lecz jeśli każda ma własną odrębność swoją, jakim więc sposobem możemy mówić i wierzyć, że wszystkie trzy jednąż są istnością, co przecie jest prawdą wzniosłą i wielką, za którą gotowa jestem tysiąc razy umrzeć? Takim sposobem, że we wszystkich trzech Osobach jedna jest wola, jedna wszechmoc i jedna władza najwyższa. Tak, iż żadna z nich nic nie może uczynić bez drugiej i jeden jest Stwórca wszystkich istot na świecie.
(Św. Teresa od Jezusa, Sprawozdania duchowe, 33, 3)

Teresa, rozważając prawdę wiary o Trójcy Świętej-Jeden Bóg w Trzech Osobach wskazuje na ich wzajemne, pełne miłości oddanie, przy jednoczesnym nie zatracaniu własnej odrębności (tożsamości). Ta idealna wspólnota jedności, przy zachowaniu odrębności Osób, czy może być dla nas wzorem? Przecież potrafimy się przyjaźnić, sprawiać komuś przyjemność, czynić dobro. Nawet potrafimy przyzwyczaić się do słabości naszych przyjaciół. Jednak, czy to wystarczy, by stwierdzić, że jest między nami jedność? Jak rozumieć jedność, przy zachowaniu własnej odrębności, jak i odrębności przyjaciela? Może nie sposób jest podawać logicznych rozwiązań, ponieważ tę sferę jedności, przy zachowaniu odrębności, postrzegam jako proces, w którym obie strony próbują wychodzić ze swoich schematów myślowych, a nawet stylu życia. Nie jest to proste, ale potrzebne, by obie strony otworzyły się na coś, co nie jest tylko moje, ani nie jest tylko jego (czy jej), ani nie jest nawet częścią składową, w stylu:po trochę mojego, po trochę twojego. Bo to przecież rodzi kolejny schemat, kolejny trybik, którego się uczymy, czy wypracowujemy. Jedność w różnorodności rozumiem jako otwarcie się na drugiego człowieka, wobec którego, pozwalam sobie i jemu, poddawać w zwątpienie, to, co w nas jest ugruntowane, pewne, doskonale zdefiniowane. Dlatego, że każdy z nas patrzy na rzeczywistość fragmentarycznie, jedynie w obrębie własnego doświadczenia, postrzegania. A drugi człowiek daje mi okazję spojrzenia na rzeczywistość jeszcze inaczej niż ja ją postrzegam.

Sabinka, 26 lat