niedziela, 18 października 2015

Wewnętrzne warunki modlitwy

Przyjacielu, jakże tu  wszedłeś nie mając stroju weselnego?”  (Mt 22,12)

Chcąc mówić o sprzyjających warunkach, odpowiednim klimacie, o jaki winien zatroszczyć się każdy, kto pragnie się modlić, należy mieć przed oczami tę scenę o uczcie z Ewangelii św. Mateusza. Do takiego spojrzenia obliguje sama św. Teresa, która modlitwę nazywa bramą, prowadzącą do twierdzy (Ż 8,9). Przez bramę wchodzimy do innej, nowej dla nas rzeczywistości. Ona, zamykając się za nami, sprawia, że nie należymy już do tego świata, który zostawiliśmy przed bramą. Ona niejako zabezpiecza nas przed wpływami z zewnątrz, jakby powiedziała Teresa, przed płazami i gadami, które czatują przed bramą, by wyciągnąć nas stąd, gdzieśmy weszli, bądź przynajmniej, utrudnić nam wędrówkę w głąb tej twierdzy. Jednak, co z tego, że jesteśmy w twierdzy, jesteśmy na uczcie, przy suto zastawionych stołach, gdy nie możemy w pełni korzystać z przygotowanych dla nas darów i dóbr. Przeszkadzają nam w tym własne nieuporządkowanie, wady, niedoskonałości, których nie chcemy widzieć, uznać i pracować nad ich wykorzenieniem, starając się jednocześnie o zdobycie i rozwój cnót.

Teresa za konieczne do prowadzenia i rozwijania życia modlitwy uznała pokorę, oderwanie, miłości bliźniego i wytrwałość (DD 4,4). Poświęca im dużo miejsca w swoich dziełach, bo nie chce, abyśmy się jakoś modlili, ale modlili dobrze, by modlitwa nas przemieniała i ubogacała, a przez to innych i świat wokół nas. Jeżeli tak nie jest, to wszelkie praktyki, które wykonujemy, choćby ich było dużo, nie można nazwać modlitwą, mówi wprost Teresa. Pokorę definiuje słowami: chodzenie w prawdzie. Pierwsza podstawowa prawda o jakiej przypomina Święta, to Boża Miłość, Miłość Miłosierna do szaleństwa zakochana w człowieku, która chce go przebóstwić i zjednoczyć się z nim, mimo jego nędzy, grzechu i słabości. To jest ta druga część prawdy, że na tę Miłość i wszelkie łaski nigdy nie zasłużymy. Zrozumienie tego jest wstępem do uczenia się i praktykowania kolejnej cnoty, jak sama Teresa mówi najtrudniejszej – miłości bliźniego. Najtrudniejszej, bo, albo kochamy siebie tak bardzo, że nie zostaje czasu i miejsca w nas, by kochać innych. Może być sytuacja przeciwna, gdy nie kochamy siebie w ogóle, nie akceptujemy swoich słabości więc siłą rzeczy nie zaakceptujemy słabości innych. Chcąc innych kochać, tak jak Bóg, bezinteresowną miłością, musimy wypracować w sobie ducha umartwienia, czyli oderwania od stworzeń. Warto przytoczyć tutaj ten imperatyw terezjański, im więcej dla Boga będziemy w stanie poświęcić, tym On pełniej nam się odda. Nie znaczy to, że od tej chwili nasza droga do Boga będzie przebiegać od zwycięstwa do zwycięstwa, od jednego sukcesu do drugiego. Spotkają nas porażki, upadki, przystanki, czy nawet odczujemy, że się cofamy. Teresa każe nie poddawać się, ale z determinacją, czy jak to ona dobitnie określi, zdeterminowaną determinacją podążać naprzód. Wtedy będziemy mogli być pewni, że na naszym drzewie wyrosną dobre owoce, owoce kontemplacji.

Br. Tomasz od Matki Bożej Różańcowej OCD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz