poniedziałek, 28 grudnia 2015

Bujna wyobraźnia


Pytanie o „wyobraźnię” święta Teresa podejmuje jeszcze w „Księdze życia”, gdzie widać, że przejmuje się szaleństwem wyobraźni: „Mnie - wyznaje -nie raz się to zdarza. Dziś wycierpiałam taką walkę i dobrze ją pamiętam, że dusza ustaje od pożądania znalezienia się tam, gdzie lepsza i większa jej część przebywa, a nie może tego osiągnąć, bo pamięć i wyobraźnia taką jej wydają wojnę, że rady sobie z nimi dać nie może”. Od razu zadajemy sobie pytanie: skąd pochodzi natręctwo wyobraźni? Odpowiedź znalazłem w „Komentarzu do Twierdzy wewnętrznej” Tomasa Alvareza OCD: trudność pochodzi z naszego nieuporządkowanego wnętrza. To znaczy, że głowa jest przepełniona różnymi  problemami, pytaniami i nie ma w niej ciszy wtedy, kiedy to potrzebne. Na przykład: czy na Mszy św. zawsze jesteś skupiony? Czy w pewnym momencie po porostu nie odlatujesz myślami do załatwiania swoich spraw? Wtedy już przestajesz być na Mszy św. Wyobraźnię św. Teresa nazywa „żegotą młyńską”(T IV 1,13) i „płochym rozumem”(T IV 1, 8). Porównuję myślenie i wyobraźnię do „owych ciem, niespokojnych i uprzykrzonych”,  które na koniec gaszą kaganek i pozostawiają pokój w ciemnościach (Ż 12,6), a nawet do szaleńca niezdolnego do śledzenia wątku rozmowy. Dalej powstaje pytanie: co z nią robić? Jak walczyć? Święta mówi tak: „Jedyne lekarstwo, jakie znalazłam po wieloletnim umęczeniu jest to, które wyżej wymieniałam, mówiąc o modlitwie odpocznienia: nie zważać na wyobraźnie i jej wybryki, jak się nie zważa na szalonego i pozostawić ją z jej szaleństwem (…). Ostatecznie zawsze ona jest i pozostaje tylko niewolnicą” (Ż 17,7). To łagodne wejście w pokój wewnętrzny nie daje jeszcze możliwości uporządkowania tych zbuntowanych sił. Dopiero kiedy działanie Boga rozpali we mnie miłość, zapanuje wewnętrzna równowaga. 

Tomasz Gorodyński

sobota, 19 grudnia 2015

Nierówne warunki














Nie jesteśmy aniołami, mamy ciało” - napisze św. Teresa. Trudności, które napotykamy w relacji z Bogiem pochodzą z tego, że jesteśmy cieleśni.  Uznać ludzkie ciało za złe i niepotrzebne oraz powiedzieć, że człowiek to duch uwięziony w ciele – to pokusa platończyków i dzisiejszych idealistów. Człowieka nie da się pomyśleć bez ciała. Myśli, uczucia i czyny powstają w ciele.

Relacja człowieka z Bogiem również dokonuje się w ciele, właśnie w tym ciele, które sprawia nam tak wiele rozczarowań: rozbiegane myśli, zniechęcenie, strach, pożądania, zmęczenie, niechciane uczucia itd. To cały człowiek doświadcza słabości. Choroba ciała wpływa na stan ducha, a niedomagania ducha na ciało. Jesteśmy jednością. I właśnie ta nasza słabość duchowo-cielesna sprawia, że wobec Boga pozostajemy zawsze tymi, którzy potrzebują, a nie tymi, którzy mogą hojnie obdarowywać. Pewien angielski filozof określił ludzkie istnienie, jako krzyk ubóstwa. Przed Bogiem jesteśmy, jak małe dzieci: słabe i potrzebujące, borykające się z wieloma trudnościami w miłowaniu tak Boga, jak i człowieka. I to trzeba uznać. „Prawda, że ty go nie miłujesz. W istocie bowiem do prawdziwej miłości i do trwałej przyjaźni, potrzeba aby z obu stron równe było usposobienie i warunki; ze strony Pana wiemy, że nie może tu niedostawać niczego, ale my ze swej strony mamy naturę skażoną, zmysłową, niewdzięczną” (św. Teresa). Nierówne warunki – słuszna uwaga. Trudności rodzące się w relacji z Bogiem pochodzą od nas, nie od Boga. Nie pozbędziemy się wielu słabości, trzeba nam zaakceptować tę naszą ludzką kondycję, przyjąć ją nie jako przeszkodę, ale jako okazję do ufności Bogu i okazję do odkrycia, że jesteśmy przez Niego kochani, tacy jacy jesteśmy. O wiele innych niedomagań możemy zadbać, podejmując wysiłek pracy, aby zostało zmienione wszystko to, co jest możliwe do zmienienia.

W najbliższych miesiącach będziemy pisali o trudnościach w relacji z Bogiem i o sposobach radzenia sobie z nimi. Tak, jak dotychczas oddamy głos św. Teresie od Jezusa. Mam nadzieję, że te krótkie teksty staną się dla Was pomocą w miłowaniu Boga i człowieka. 

br. Jakub od Krzyża, karmelita bosy

niedziela, 13 grudnia 2015

Samotność

„Przede wszystkim więc, gdy mamy modlić się, starajmy się o samotność

św. Teresa od Jezusa









Samotność według św. Teresy od Jezusa reformatorki Karmelu jest ważnym czynnikiem modlitwy. Szczególnie modlitwa wewnętrzna wymaga skupienia i ciszy, dlatego też dążenie do samotności jest kluczowym elementem do jej pogłębienia i wzrostu. Nasz święty ojciec Jan od Krzyża zaznacza że: „Jeśli dusza pragnie Boga, żadne towarzystwo nie przynosi jej pociechy. I zanim nie znajdzie Boga, czuje coraz to większe osamotnienie”. (PD 35,3) Święta pisząc: „On bowiem jest tak blisko, że i bez głosu ją usłyszy. Nie potrzeba jej skrzydeł aby latała, szukając Go ale wystarczy jej udać się na samotność i patrzeć, i oglądać Go obecnego we własnym jej wnętrzu” (D 28,2). Mówi że, na spotkanie z Oblubieńcem nie trzeba wcale daleko iść lub wspinać się na wysokie szczyty gór by się z Nim spotkać, On żyje w nas, i wystarczy byśmy wyciszyli się, by Pan mógł mówić, i został przez nas usłyszany. Dlatego tak ważna jest samotność, bo pomaga nam lepiej poznać siebie i Boga w Trójcy Świętej Jedynego, oraz zastanowić się nad swoim życiem i lepiej rozważać słowo Boże. Ze słów pisma świętego: „Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła”(Mt 4,1). 

Na samotność, w którą Pan Jezus wyprowadza nas, pragnie nas oczyszczać z wszelkiego grzechu i doświadczać w walce ze złym, abyśmy byli mocni, nie zachwiani w wierze, oraz byśmy codziennie nawracając się wybierali prawdę która da szczęście i pokój. Św. Grzegorz z Nyssy pisze: „Postaraj się uczynić pustynię w sobie, odsuwając się i uwalniając od wszystkiego, co utrudnia ci skupienie całej uwagi na Bogu. Piękno Karmelu zostanie dane duszy, która będzie podobna do pustyni. Święta wspomina dalej: „Czy sądzicie, że On milczy, choć głosu Jego nie słyszymy? Mówi, owszem, i bardzo wyraźnie, do serca gdy my z serca się modlimy” (D 24,5). 

Pan Jezus chce naszego radykalnego pójścia za nim, nie zadowala się lekkim nawróceniem lub częściowym odwróceniem się od grzechu i przywiązań. Ważne jest prosić Ducha Świętego o przemianę naszego serca by Bóg mógł nam dać nowe serce z ciała a zabrać serce kamienne. W tej samotności jedynie, gdy będziemy szczerze pragnąć Jego miłości i obecności, wtedy On da się nam poznać jako najlepszy przyjaciel, jako miłość miłosierna. Dlatego szczerość serca jest tak ważna na modlitwie, aby Baranek bez skazy mógł nas przemieniać w siebie. Słowami św. Teresy od Jezusa zachęcam do pogłębiania osobistej relacji z Jezusem który jest osobistym Bogiem dla każdego człowieka: „To, co tu mówię, odnosi się do dusz, które mają pilne staranie o siebie, o swój postęp duchowy, i rozumieją to, że nie można jednocześnie rozmawiać z Bogiem i ze światem”.

Maciek

niedziela, 6 grudnia 2015

Lektura duchowa

„Zdawało mi się w tych pierwszych początkach, o których tu mówię, że bylebym miała książkę i trzymała się samotności, żadne niebezpieczeństwo nie zdoła pozbawić mnie tak wielkiego dobra.” 
św. Teresa od Jezusa

Kto choć raz wędrował po górach, wie jak niezbędne jest wcześniejsze przygotowanie ekwipunku i zaopatrzenie się w mapy terenu, w który się wybieramy. Nie inaczej jest w przypadku wspinaczki na Górę Karmel. Kto wyruszy w drogę nieprzygotowany, łatwo może zabłądzić i niepotrzebnie stracić siły, albo całkowicie zgubić drogę do celu.
Życie modlitwy, podobnie jak górska wyprawa, wymaga solidnego przygotowania. Ważnym jego elementem jest lektura duchowa. Potrzeba do niej dużej dozy samodyscypliny i wytrwałości, ale jej zaniedbanie mści się bardzo szybko. Naszą modlitwę zaczynają wypełniać rozproszenia, nękają nas oschłości. Odpowiednia książka, jak dobry przewodnik, wskazuje właściwą drogę i ostrzega przed potencjalnymi zagrożeniami. Jednocześnie może być wspaniałą motywacją do wysiłku – skoro inni doszli na szczyt, dlaczego mi nie miałoby się udać?
Piękne świadectwo o roli lektury duchowej daje św. Teresa od Jezusa w „Księdze życia”. Tak opisuje jedno z wydarzeń, które zapoczątkowały jej nawrócenie: „Gdy zaczęłam czytać Wyznania, zdawało mi się, że widzę w nich własny swój obraz. (...) Doszedłszy do miejsca, gdzie Święty opowiada swoje nawrócenie, (...) wyraźne miałam w sercu to uczucie, że Bóg tym głosem woła i mnie. Przez długi czas pozostawałam cała tonąc we łzach, z wielkim w głębi duszy żalem i zmartwieniem. (...) Od tego czasu zaczęło rosnąć we mnie upodobanie do dłuższego pozostawania z Bogiem i pilność w unikaniu okazji, bo po usunięciu ich, dusza od razu zwracała się do Jego miłości” (Ż 9,8-9). Św. Augustyn, św. Ignacy Loyola, Thomas Merton – u początków przygody z Bogiem każdego z nich leży książka, która pojawiła się w odpowiednim momencie.
Lektura jest konieczna także w dalszej trasie. Bez niej nasza modlitwa szybko stanie się jałowa i pusta. W szczególności dotyczy to osób o niezbyt bujnej wyobraźni. Św. Teresa pisze wręcz, że z powodu nękających ją oschłości „nigdy nie odważyła się przystąpić do modlitwy bez książki” (Ż 4,9). Lektura pozwalała jej zebrać pogubione myśli i pociągnąć duszę do modlitwy. Często wystarczało jej do tego samo otworzenie książki.
Wśród rozmaitych lektur pierwsze miejsce zajmuje Pismo św. – słowo, które Bóg sam do nas kieruje, by prowadzić nas na naszej drodze. Arsenał środków, z których możemy korzystać, jest jednak dużo szerszy: żywoty świętych, dokumenty Kościoła, traktaty teologiczne, dzieła mistyków... Tolle et lege! – Bierz i czytaj! O tych słów zaczęło się nawrócenie św. Augustyna. Mogę jedynie podpisać się pod tym wezwaniem życząc miłej (i owocnej) lektury.

Marcin