niedziela, 24 stycznia 2016

Zniechęcenie

,,Cóż wtedy uczyni taki, który przez długie dnie widzi w sobie samą tylko oschłość, niesmak, znękanie i taką bezskuteczność swojej pracy w codziennym chodzeniu do studni i spuszczając wiadro do studni i zawsze je wyciągając bez wody- jest gotów porzucić wszystko.”(Ż11,10)

Zniechęcenie objawia się wtedy gdy schodzimy w głębinę, na dnie której spodziewamy się znaleźć miłość Boga i naszą relację z Nim a tam jednak ciągle niczego nie znajdujemy oprócz rozczarowania. Wtedy przychodzi chęć porzucenia wszystkiego i pójścia szukać tej wody do innego źródła. Lecz czerpiąc wodę z innego źródła, człowiek będzie ciągle odczuwał pragnienie. Kto natomiast napije się wody, którą Jezus mu da, już nigdy więcej nie będzie odczuwał pragnienia (por. J4,13-14).

Czym jest zniechęcenie? Zniechęcenie, acedia (lenistwo duchowe) jest rezygnowaniem z modlitwy, gdy już nie widać sensu jej praktykowania. Może być kilka przyczyn takiego zniechęcenia. Możemy np. lekceważyć modlitwę lub wolimy spędzać czas w inny sposób – na jakiejś pracy, pójście na zabawę lub czytanie książek. Zniechęcenie może być wywołane oschłością, nieodczuwaniem lub brakiem skupienia na modlitwie. Może także wypływać z będącego w człowieku oporu ku wszystkiemu co duchowe. Dlatego warto zadać siebie pytanie: czy czasem nie przestałem pragnąć Boga? Zniechęcenie może również pochodzić z lęku lub wspomnienia zadanej nam krzywdy. Wtedy życie zaczyna wydawać się nam bez sensu, jest smutne i nudne, człowiek w niczym już nie pokłada nadziei.

Lecz ,,nie traćmy ducha, na widok naszego niedołęstwa” zachęca św. Teresa (Podniety 3,12). ,, Nie traćmy odwagi” powtarza (TII 1,9), bo ,,pierwsze kroki są przykre i trudne”. Jak więc przeciw temu walczyć? Trzeba przede wszystkim  wytrwałości w modlitwie i bezgranicznej ufności do Boga. Gdyż jak mówi święta Teresa: ,,nie powinnyśmy liczyć na własne siły bo bez pomocy łaski Bożej i ufności w Bogu, nic nie możemy. I w tym poleganiu na sobie jest nasza słabość”. Kto jednak wytrwa, tego ,,szczęśliwość już i w tym życiu będzie tak wielka, jakiej nawet ludzkie serce zapragnąć nie zdoła.”(TII 1,9).


Peter

sobota, 16 stycznia 2016

Oschłość




Czym jest oschłość, której tak często możemy doświadczać w czasie modlitwy? Oschłość to przeciwieństwo pociechy duchowej. Oschłość jest to stan duchowy i uczuciowy w modlitwie wewnętrznej charakteryzujący się brakiem odczuwania obecności Boga i płynących stąd pocieszeń, a nawet pewną niechęcią do modlitwy i zajmowania się sprawami Bożymi. Tradycyjnie oschłość uznawana jest za jedną z oznak oczyszczenia. Dusze mężne Pan Bóg prowadzi drogą oschłości a duszom słabym Pan Bóg udziela rozkoszy, o czym pisze św. Teresa: ,,Rozkoszy tych - jak czytałyście - Pan zwykł udzielać słabszym, którzy też, jak sądzę, niechętnie zgodziliby się oddać je w zamian za męstwo dusz wyższych, które Bóg prowadzi drogą oschłości. I nic dziwnego, bo natura nasza zawsze woli pociechę niż krzyż” (T III, 1, 9).

W modlitwie kontemplacyjnej po pierwszym okresie, gdy dominuje ludzka aktywność, przychodzi okres, w którym zaczyna dominować działanie Boże. Bóg oczyszcza człowieka z wad, których on sam, własnym wyrzeczeniem, nie jest w stanie wykorzenić. Dlatego też Bóg odbiera mu w modlitwie przyjemne odczucie swej obecności, pozostawiając jedynie jej pragnienie. Dla biernego oczyszczenia, w którym występuje oschłość, charakterystyczne są trzy cechy. Po pierwsze: to, że człowiek nie znajduje pociechy ani w modlitwie, ani poza nią. To pokazuje, że jego oschłość nie jest wynikiem grzechu. Po drugie: człowiek stale zwraca się myślą ku Bogu. Jest w nim pewien bolesny niepokój, ponieważ sądzi, że skoro nie pociągają go sprawy Boże, cofa się na drodze ku Niemu. Po trzecie: charakterystyczna jest niezdolność do szczegółowego rozmyślania i medytowania przez władzę wyobraźni i chęć trwania w prostym skupieniu w ciszy i samotności.

W biernym oczyszczeniu Bóg przestaje działać przez zmysły i rozum, a zaczyna obejmować człowieka w czystym duchu. Jednak zmysły i rozum nie są do tego przyzwyczajone, dlatego doświadczają pustki. Oschłości towarzyszą rozproszenia i pokusy. Taki stan jest - paradoksalnie - początkiem oświecenia, kontemplacji wlanej, czyli nadprzyrodzonej formy modlitwy. Sytuacja ta przypomina ewangeliczne próby wiary, kiedy Chrystus wydaje się początkowo odmawiać pomocy, aby w końcu wywyższyć czyjąś wiarę.
Potwierdza to św. Teresa: “I tak niech sobie postanowi, choćby przez całe życie miała trwać ta posucha, że nie pozwoli Chrystusowi upaść z krzyżem. Przyjdzie czas, że łącznie za wszytko będzie mu odpłacone.” (Ż 11, 10).
Trwanie w oschłości oczyszcza człowieka z duchowego łakomstwa. Z jego powodu człowiek nieraz szuka pociech dla nich samych, zamiast szukać Boga. Trwanie w oschłości leczy też z duchowego lenistwa (acedia), które przejawia się zniechęceniem, zniecierpliwieniem i odrazą do wysiłku, oraz duchowej pychy, przez którą ludzie, otrzymawszy od Boga dar Jego obecności, chełpią się przypisując zasługę sobie i surowo oceniając innych.

Radowan

niedziela, 10 stycznia 2016

Oziębłość, niewierność, grzech

„Człowiek żywy, gdy się choć lekko ukłuje szpilką albo cierniem, czyż nie odczuwa bólu z tego ukłucia lub zadraśnięcia, choćby ono było lekkie? Czy to więc nie będzie znakiem pewnym dla duszy, że nie jest umarła, (…) gdy żywo czuje każde, choćby najmniejsze sprzeniewierzenie się temu, (…) co jest obowiązkiem naszym?”

św. Teresa od Jezusa

Każdy, kto na poważnie podejmuje życie modlitwy, prędzej czy później natknie się na trudności takie jak pokusy, oschłości, czy roztargnienie. Choć uprzykrzają one naszą rozmowę z Bogiem, nie są w stanie w żaden sposób poważnie nam zaszkodzić. Co więcej, jeśli mężnie stawiamy im czoła, „każda, (...), obróci się na większe zawstydzenie kusicielowi, a nam na większy pożytek” (D 41,1). W zasadzie  jedyne, co może nas od Boga oddzielić, to my sami. Początki zwykle są niewinne, ale jeśli je zbagatelizujemy, dużo łatwiej wpaść nam później w o wiele poważniejsze wykroczenia. Najczęściej zaczyna się od oziębłości, po niej przychodzi niewierność – w sprawach drobnych i, stopniowo, coraz większych, a kończy się na grzechu – aż do grzechu ciężkiego, duchowej śmierci. Prześledźmy krótko tę drogę, byśmy potrafili rozpoznać jej etapy – i zawrócić, póki jest na to czas.

Oziębłość jest „zwlekaniem lub niedbałością w odwzajemnieniu się za miłość Bożą” (KKK 2094). Wyraża się w drobnych, często trudnych do wychwycenia przejawach: poddawanie się rutynie i bylejakości w modlitwie i wykonywaniu codziennych obowiązków, powierzchownej relacji z Bogiem, wchodzeniu w okazje do grzechów – nawet gdy do samych grzechów nie dochodzi. To wszystko osłabia naszą miłość i odbiera nam siły do wzrastania – a w życiu duchowym kto nie idzie do przodu, ten się cofa.

Oziębłość najczęściej prowadzi do niewierności. Najwięcej grzeszymy tu zaniedbaniem – modlitwy, obowiązków, dobrych uczynków... Choć najczęściej chodzi o drobne rzeczy, nie można ich bagatelizować. Jak stwierdza św. Jan od Krzyża, „nałogi dobrowolnych niedoskonałości, których się nie zwycięża, (…) nie tylko że nie pozwalają dojść do zjednoczenia z Bogiem, ale w ogóle do doskonałości” (SŚM 121). Bagatelizując „drobiazgi” nawet nie dostrzegamy, kiedy zaczynamy wpadać w coraz to większe grzechy. Nawet grzech lekki „osłabia miłość” i „utrudnia postęp duszy”. Gdy zaś popełniany jest świadomie i bez skruchy, „usposabia nas stopniowo do popełnienia grzechu śmiertelnego” (por. KKK 1863). Grzech ciężki to śmierć duszy – odłączenie od Boga, jedynego Dawcy życia. Św. Teresa duszę w stanie grzechu śmiertelnego porównuje do drzewa, które zapuściło korzenie „w bagnisku wody brudnej i cuchnącej” (T I 2,2). Dlatego pisze do sióstr: „Starajcie się wyrobić w sobie tak mocne i niezachwiane postanowienie, by nigdy nie obrazić Pana, iż byście wolały raczej tysiąc razy życie utracić (…), niż popełnić jeden grzech śmiertelny!” (D 41,3). Odnosi się to także do nas. Czuwajmy więc, żeby nie przeoczyć pierwszych symptomów duchowej choroby, która nieleczona może okazać się śmiertelną.

Marcin

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozproszenia


Rozproszenie jest wtargnięciem na modlitwie myśli niezgodnych z przedmiotem modlitwy jakiej się oddajemy. Myśli te przynaglają nas do zajmowania się innymi rzeczami. Rozproszenia mogą mieć miejsce w sposób dobrowolny lub niedobrowolny. Rozproszenie dobrowolne jest świadomym dopuszczeniem myśli odwracających naszą uwagę od Boga, którym był zajęty. Dusza wtedy dobrowolnie się rozprasza i przerywa modlitwę. Natomiast gdy odrzucamy nasuwające się nam myśli, próbujące odwieść naszą uwagę od Boga wtedy rozproszenie jest niedobrowolne.

Rozproszenia niedobrowolne można podzielić na zewnętrzne i wewnętrzne. Zewnętrzne to te które pochodzą z wrażeń odbieranych przez zmysły, takie jak zapach, wzrok czy słuch. Aby uniknąć rozproszeń zewnętrznych powinniśmy uczyć się panować nad naszymi zmysłami, wybierając na modlitwę miejsce odosobnione i ciche jak mówi nasz Pan w Ewangelii: „Ty zaś, gdy chcesz się modlić wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu odda tobie” (Mt 6, 6). Rozproszeń wzrokowych można uniknąć mając zamknięte oczy lub patrząc na jakiś pobożny obrazek czy figurkę jak poleca siostrom św. Teresa od Jezusa: „radzę każdej, by postarała się dla siebie o jakiś, według własnego upodobania obrazek czy figurkę naszego Pana, nie po to by je nosić ukryte w zanadrzu i nigdy nie spojrzeć na nie, lecz by przed tym wyobrażeniem jak najczęściej z Nim rozmawiać” (D 26,9).

Jeśli zaś chodzi o rozproszenia wewnętrzne, pojawiają się one jako wyobrażenia lub myśli związane z rzeczami, osobami które lubimy lub których się obawiamy. Jeśli nasza uwaga jest skupiona na przedmiocie naszego rozważania, wtedy skłonności do tych wyobrażeń są przynajmniej w pewnym stopniu uciszone, jednak gdy nasza uwaga słabnie, umysł dąży do myśli i wspomnień, które często są sprzeczne z przedmiotem modlitwy. Najprostszym sposobem odpierania takich rozproszeń jest ponowne skierowanie uwagi na przedmiot naszej modlitwy czy na przykład przeczytanie jakiegoś fragmentu z Pisma Świętego. W przeciwdziałaniu rozproszeniom ważne jest też przygotowanie, które można podzielić na przygotowanie bliższe i dalsze. Przygotowanie bliższe bezpośrednio poprzedza naszą modlitwę – jest to np. wyciszenie się na kilka minut przed rozpoczęciem modlitwy, znak krzyża świętego, rachunek sumienia, akt skruchy. Przygotowanie dalsze jest to tak naprawdę całe nasze życie – to jak żyjemy, czyli jak często się modlimy, jak często korzystamy z sakramentów, czy nawet to co czytamy i jakie rozmowy prowadzimy.


Ważne są też wolność serca i wolność ducha. Trzeba mieć serce wolne od rzeczy, osób, dobrego imienia, itp. Aby skupić się w duchu św. Teresa uważa, że pożyteczne jest czytanie dobrej książki oraz, że jej w tym pomagał widok pól, wody, kwiatów, i że w tych rzeczach znajdowała Stworzyciela (Ż 9,5). Osobie początkującej w modlitwie Teresa radzi, by nie przejmowała się zbytnio, gdy dozna na modlitwie rozproszenia oraz, że „Pan nieraz sam tego chce i dopuszcza, by nas napastowały złe myśli, roztargnienia i oschłości tak natarczywe, że im się opędzić trudno […] abyśmy tym pilniej czuwali na modlitwie” (T II 1,8).

Gracjan