niedziela, 13 listopada 2016

Pójdę za Tobą dokądkolwiek się udasz...

Czytając Pismo Święte zauważamy, że słowa Jezusa budziły podziw, napawały entuzjazmem i zapalały ludzi, którzy się z Nim spotykali. Wystarczy przyjrzeć się powołaniu Piotra i Andrzeja: „Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim”. Słowo „natychmiast” wydaje się być tu kluczowe. Oznacza ono bowiem - bez rozważenia czy się to opłaci, bez zastanowienia się i rachunku strat oraz zysków. Jezus musiał wzbudzić w nich tak wielkie zaufanie samym tylko słowem, że od razu postanowili rzucić wszystko i pójść za Nim. Oni już nigdy nie wrócili do dawnego życia. Tylko czy czasem nie żałowali? Z perspektywy czasu i historii zbawienia wiemy przecież, że owo „pójście za Chrystusem” oznaczało zaparcie się siebie samego, wzięcie na siebie swojego krzyża i naśladowanie Nauczyciela (por. Mt 16,24). Droga ta więc nie była wcale łatwa: pośmiewiska, wytykanie palcami, wyrzucanie z Synagog, prześladowanie, a w końcu śmierć męczeńska. Dowiadywali się tego stopniowo: „Będziecie w nienawiści z powodu mojego imienia” (Mt 10, 16-22), „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10,34), „Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił” (J 16,20). Trudne to słowa, ale oni mimo tego i później konkretnych negatywnych doświadczeń do końca trwali przy Chrystusie. Dlaczego?

Chrześcijaństwo to droga krzyża. Nie można zamknąć jej w twardych ramach nakazów i zakazów, jak próbowali to zrobić ze swoją religijnością ówcześni Żydzi. To konkretne życie, w których odkrywamy prawdę, wyzwalającą prawdę. Decydując się pójść za Jezusem to być gotowym podzielić Jego los i nie wracać się już starego życia. Podzielić go bez szemrań i buntu, spokojnie nawet gdy ciężar wydaje się nam nie do uniesienia. Inaczej pójście za Jezusem jest fałszywe: „Kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien”. Nieuniknione jest to cierpienie: trudności w relacjach z najbliższymi, niezrozumienie, złe decyzje życiowe, choroba fizyczna czy psychiczna, kalectwo, ograniczenia intelektualne, czasami bieda materialna, śmierć czy samotność. Czy nie spotykamy tego w swoim życiu? Jednak propozycja Chrystusa nie jest cierpiętnictwem. 

Nie chodzi o to żeby szukać cierpienia, umartwiać się, ale przyjąć codzienność z godnością bez udawania, że nie boli, bez narzekania i okłamywania siebie i innych, że wszystko jest dobrze. Krzyż w rozumieniu chrześcijańskim to ogromna wartość. Uczy oderwania od egoizmu, chorobliwego przywiązania do dóbr tego świata, pomaga rozumieć biedę innych i uczy jak kochać prawdziwie bliźniego. Prawdziwie tzn. szlachetnie, z sercem otwartym, wyrozumiałym i oddanym. Prawdziwa bieda to nie ta, w której brakuje środków do życia, ale bieda moralna: bluźniercze słowa wobec drugiego, nienawiść i zazdrość, chciwość, wykorzystywanie bliźniego dla swojego pożytku. To prawdziwe nieszczęście człowieka, który żyje w gniewie, z niepohamowaną rządzą zysku, w ciągłym pragnieniu zemsty. Ileż w jego sercu jest niepokoju, niespokojnych myśli, chaosu i buntu. Człowiek, który doznał cierpienia i je przyjął nie zachowuje się w ten sposób: potrafi współczuć, empatycznie i z radością przyjmuje bliźniego, wspiera go i pomaga. Cierpienie służy dobru, zbawia ludzkość.

Apostołowie Piotr i Andrzej gdy spotkali Jezusa poczuli, że jest w Nim coś wyzwalającego. Coś co odmieni ich życie. Dlatego wytrwale podążali za Nim. Powoli odkrywali w Jego słowach prawdę, prawdę, która mówiła „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskieKrzyż prowadzi nas ku Bogu Wiecznemu, który wyzwala nas z pożądliwości, szukania przyjemności w dobrach tego świata, pychy i żądzy bogactw, zabierających nam wolność i radość, prawdziwą radość życia. Świat ma coś w sobie przygniatającego, coś wciągającego i zatracającego. Coś co gnębi naszą duszę. W krzyżu i wierności Jemu odnajdujemy pokój i jakąś wewnętrzną harmonię, której przecież tak bardzo pragniemy. On wprowadza nas w nowy świat, w całkiem nową rzeczywistość, a „kto wytrwa do końca ten będzie zbawiony”.

Trzeba oderwać się od tego co przemija, by móc wejść w coś nieprzemijającego i ostatecznego, odwrócić oczy od tego co przyziemne a zwrócić je ku temu co wieczne. Sens krzyża to odkryć, że prawdziwe życie to poznać miłość Boga, o której św. Jan od Krzyża pisze: „O najsłodsza miłości Boga, tak mało poznana! Kto znalazł Twoje źródło; znalazł odpocznienie.
„Pójdę za Tobą dokądkolwiek się udasz” Mt 8,19

Paweł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz