wtorek, 10 marca 2015

Krzyż odnaleziony



„Miara zdolności naszej do noszenia krzyża, wielkiego czy małego, jest miarą miłości naszej. (…) Oczy skierujcie na Ukrzyżowanego i wszystko stanie się dla was łatwym. (…) Pochwyćcie krzyż z miłością”.

św. Teresa od Jezusa


To było kilka lat temu. Wracając zimowym wieczorem z pracy zgubiłem maleńki krzyżyk. Bezcenny dla mnie. Towarzyszył mi niemal we wszystkich najważniejszych życiowych chwilach. Teraz zsunął się po prostu z szyi i utonął gdzieś w śniegu po drodze. Nie wiedziałem kiedy, nie wiedziałem gdzie. Przeczesałem więc każdy kawałek niespełna dwukilometrowego odcinka drogi, który dzielił mnie od siedziby firmy do domu. Szukałem, gotów nawet zjeść cały ten śnieg, jeśli to tylko pomogłoby mi w znalezieniu utraconego krzyżyka. Byłem skrajnie zdeterminowany, by go odnaleźć. I odnalazłem. Obcałowywałem go potem z radości przez dobre pół godziny. Szczęśliwy, bo znalazłem krzyż.


Wielkopostny czas sprzyja wpatrywaniu się w krzyż. Sprzyja mówieniu o nim. Wszędzie wokół tyle pięknych słów o krzyżu. Tyle wzniosłych myśli. Istnieje jednak krzyż ważniejszy od tego, który jest znakiem, symbolem, czy choćby najcenniejszym nawet sakramentalium. I wcale nie trzeba go szukać. Przychodzi z nim bowiem sam Chrystus i swym spojrzeniem Miłości pyta, czy nie zechciałbym ponieść go choć przez krótką chwilę. I niestety nie zawsze stać mnie wtedy na podobną radość z odnalezienia krzyża, jak tamta sprzed lat w zimowej scenerii.

Nieistotne jest konkretne imię tego krzyża. Może nim być opuszczenie osób najbardziej ukochanych, by znaleźć coś jeszcze większego. Może nim być bezlitosny ból zęba, z powodu którego miałoby się ochotę warczeć na każdego, kto ośmieli się do nas zbliżyć. Może nim być również odejście ze wspólnoty kogoś, kogo pokochało się jak młodszego, adoptowanego duchowo brata. Najważniejsze jednak, że to sam Chrystus przynosi ten krzyż. Bo krzyż to coś dalece więcej niż tylko znak czy sakramentalium. To żywa rzeczywistość i prawdziwy weryfikator naszej miłości. Dlatego lubię każdego dnia, choć przez kilka minut uklęknąć w naszym lubelskim, karmelitańskim kościółku, pod siedemnastowieczną, słynącą łaskami, przepiękną figurą Chrystusa Ukrzyżowanego, by tam wpatrując się w Niego, w milczeniu uczyć się podejmować własny krzyż z miłością. I starać się żyć prawdą, że to właśnie na krzyżu najłatwiej odnaleźć Jezusa, o czym wiele mógłby nam opowiedzieć choćby ewangeliczny Dobry Łotr.

Radek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz