wtorek, 25 października 2016

Wyrzeczenie się miłości własnej

Zanim wejdziemy w istotę naszego tematu, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym tak naprawdę jest miłość? Jest wiele definicji miłości, jeszcze więcej ludzi, którzy tej miłości pragną i poszukują. Można by ująć w skrócie, że miłość to oddanie, lub jak powiedział nasz papież św. Jan Paweł II „miłość to bezinteresowny dar z siebie samego”. Natomiast zbytnia miłość własna jest skupieniem się na sobie, na własnych potrzebach i przyjemnościach. Nie pozwala nam dostrzegać prawdziwego piękna wokół nas i potrzeb drugiego człowieka. Nie jest jednak łatwo wyrzec się miłości własnej, kochać bezinteresownie, niczego w zamian nie oczekiwać i nie pragnąć. Szczególnie teraz, gdy świat pokazuje nam zupełnie coś innego.

W Ewangelii sam Pan Jezus mówi nam o potrzebie zapierania się siebie, o umieraniu starego człowieka po to, abyśmy mogli stać się nowym stworzeniem. Na przykładzie Apostoła Piotra możemy zaobserwować wspaniały proces oczyszczania się z miłości własnej. Na początku widzimy go jako tego, który podejmuję decyzję o pójściu za Jezusem. W ósmym rozdziale Ewangelii św. Marka, Piotr wyznaje, że Jezus jest Mesjaszem. Kilka wersetów dalej, gdy Jezus poucza swoich uczniów o tym, że będzie cierpiał, zostanie odrzucony i zabity, Piotr zaczyna upominać Jezusa. Już nie idzie za Nim, ale przed Nim. Analizując tą sytuację, widzimy, że w życiu Piotra dopóki Jezus był blisko i robił wszystko co podobało się Piotrowi, mianowicie różnego rodzaju uzdrowienia, uwolnienia, wskrzeszania, głoszenie Ewangelii, gdzie tłumy podążały za Panem, wtedy wszystko było dobrze. Problem pojawił się, gdy Piotr usłyszał o cierpieniu i śmierci Jezusa. Dlaczego? Ponieważ Piotr miał zupełnie inna wizję Mesjasza. On widział w Jezusie tego, który wyzwoli Izraela, spod władzy Rzymu, a nie tego, który da się zabić. Ciężko mu było pogodzić się z własną słabością.

Podobnie jest w naszym codziennym życiu. Kiedy żyje się nam dobrze i wygodnie, może się wydawać, że nasza wiara i miłość do Jezusem jest w porządku. Ale gdy nagle spotyka nas bolesne i przykre doświadczenie, które jest dla nas błogosławieństwem, choć na początku w ogóle go nie rozumiemy, boimy się go, lub w jakiś sposób może bronimy się przed nim. Wtedy ujawnia się w jakim stopniu tak naprawdę ufamy Bogu, jakie są nasze oczekiwania w stosunku do Niego. Musimy także pamiętać, że takie doświadczenia one zawsze czemuś służą, coś nowego nam pokazują. Stają się dla nas najlepszą okazją do oczyszczania się z miłości własnej. Podobnie jest z małym drzewkiem, które jest smagane przez silne wiatry i burze po to, aby mogło się lepiej ukorzenić i być mocne w przyszłości, tak samo i człowiek przez bolesne doświadczenia staje się dojrzalszy i uczy się mocno stąpać po ziemi.

Bóg stworzył nas z miłości i powołał nas do miłości. Jeżeli będziemy szczerze i prawdziwie trwać przy Nim, to On sam będzie nam mówił czy to przez swoje Słowo, osoby, czy wydarzenia, co trzeba zmienić w nas, co wymaga oczyszczenia w naszym sercu, abyśmy mogli kochać czystą i prawdziwą miłością. Owo oczyszczenie może dotyczyć naszej pychy, egoizmu, przywiązania się do rzeczy stworzonych, naszej pamięci, naszych myśli i wiele innych. Bóg jest także miłośnikiem procesów, dlatego pamiętajmy o tym, że przemiana naszego serca i myślenia nie dokona się w jednym momencie, ale będzie trwała przez całe życie. Jednakże, aby ten ogień Bożej miłości zaczął w nas wypalać to co złe, zniekształcone i chore, człowiek musi otworzyć swoje serce przed Bogiem i podjąć świadomą decyzję czy tego chce.

Sylwester  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz