Chcąc mówić o
sprzyjających warunkach, odpowiednim klimacie, o jaki winien zatroszczyć się
każdy, kto pragnie się modlić, należy mieć przed oczami tę scenę o uczcie z
Ewangelii św. Mateusza. Do takiego spojrzenia obliguje sama św. Teresa, która
modlitwę nazywa bramą, prowadzącą do twierdzy (Ż 8,9). Przez bramę wchodzimy do innej, nowej dla nas rzeczywistości. Ona, zamykając
się za nami, sprawia, że nie należymy już do tego świata, który zostawiliśmy
przed bramą. Ona niejako zabezpiecza nas przed wpływami z zewnątrz, jakby
powiedziała Teresa, przed płazami i gadami, które czatują przed bramą, by wyciągnąć
nas stąd, gdzieśmy weszli, bądź przynajmniej, utrudnić nam wędrówkę w głąb tej
twierdzy. Jednak, co z tego, że jesteśmy w twierdzy, jesteśmy na uczcie, przy
suto zastawionych stołach, gdy nie możemy w pełni korzystać z przygotowanych
dla nas darów i dóbr. Przeszkadzają nam w tym własne nieuporządkowanie, wady,
niedoskonałości, których nie chcemy widzieć, uznać i pracować nad ich
wykorzenieniem, starając się jednocześnie o zdobycie i rozwój cnót.
Teresa za
konieczne do prowadzenia i rozwijania życia modlitwy uznała pokorę, oderwanie,
miłości bliźniego i wytrwałość (DD 4,4). Poświęca im dużo miejsca w
swoich dziełach, bo nie chce, abyśmy się jakoś modlili, ale modlili dobrze, by
modlitwa nas przemieniała i ubogacała, a przez to innych i świat wokół nas. Jeżeli
tak nie jest, to wszelkie praktyki, które wykonujemy, choćby ich było dużo, nie
można nazwać modlitwą, mówi wprost Teresa. Pokorę definiuje słowami: chodzenie
w prawdzie. Pierwsza podstawowa prawda o jakiej przypomina Święta, to Boża Miłość,
Miłość Miłosierna do szaleństwa zakochana w człowieku, która chce go
przebóstwić i zjednoczyć się z nim, mimo jego nędzy, grzechu i słabości. To
jest ta druga część prawdy, że na tę Miłość i wszelkie łaski nigdy nie
zasłużymy. Zrozumienie tego jest wstępem do uczenia się i praktykowania
kolejnej cnoty, jak sama Teresa mówi najtrudniejszej – miłości bliźniego. Najtrudniejszej,
bo, albo kochamy siebie tak bardzo, że nie zostaje czasu i miejsca w nas, by
kochać innych. Może być sytuacja przeciwna, gdy nie kochamy siebie w ogóle, nie
akceptujemy swoich słabości więc siłą rzeczy nie zaakceptujemy słabości innych.
Chcąc innych kochać, tak jak Bóg, bezinteresowną miłością, musimy wypracować w
sobie ducha umartwienia, czyli oderwania od stworzeń. Warto przytoczyć tutaj
ten imperatyw terezjański, im więcej dla Boga będziemy w stanie poświęcić, tym
On pełniej nam się odda. Nie znaczy to, że od tej chwili nasza droga do Boga
będzie przebiegać od zwycięstwa do zwycięstwa, od jednego sukcesu do drugiego. Spotkają
nas porażki, upadki, przystanki, czy nawet odczujemy, że się cofamy. Teresa
każe nie poddawać się, ale z determinacją, czy jak to ona dobitnie określi,
zdeterminowaną determinacją podążać naprzód. Wtedy będziemy mogli być pewni, że
na naszym drzewie wyrosną dobre owoce, owoce kontemplacji.
Br. Tomasz od
Matki Bożej Różańcowej OCD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz