Zanim wejdziemy w
istotę naszego tematu, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym
tak naprawdę jest miłość? Jest wiele definicji miłości, jeszcze
więcej ludzi, którzy tej miłości pragną i poszukują. Można by
ująć w skrócie, że miłość to oddanie, lub jak powiedział nasz
papież św. Jan Paweł II „miłość to bezinteresowny dar z
siebie samego”. Natomiast zbytnia miłość własna jest skupieniem
się na sobie, na własnych potrzebach i przyjemnościach. Nie
pozwala nam dostrzegać prawdziwego piękna wokół nas i potrzeb
drugiego człowieka. Nie jest jednak łatwo wyrzec się miłości
własnej, kochać bezinteresownie, niczego w zamian nie oczekiwać i
nie pragnąć. Szczególnie teraz, gdy świat pokazuje nam zupełnie
coś innego.
W Ewangelii sam
Pan Jezus mówi nam o potrzebie zapierania się siebie, o umieraniu
starego człowieka po to, abyśmy mogli stać się nowym stworzeniem.
Na przykładzie Apostoła Piotra możemy zaobserwować wspaniały
proces oczyszczania się z miłości własnej. Na początku widzimy
go jako tego, który podejmuję decyzję o pójściu za Jezusem. W
ósmym rozdziale Ewangelii św. Marka, Piotr wyznaje, że Jezus jest
Mesjaszem. Kilka wersetów dalej, gdy Jezus poucza swoich uczniów o
tym, że będzie cierpiał, zostanie odrzucony i zabity, Piotr
zaczyna upominać Jezusa. Już nie idzie za Nim, ale przed Nim.
Analizując tą sytuację, widzimy, że w życiu Piotra dopóki Jezus
był blisko i robił wszystko co podobało się Piotrowi, mianowicie
różnego rodzaju uzdrowienia, uwolnienia, wskrzeszania, głoszenie
Ewangelii, gdzie tłumy podążały za Panem, wtedy wszystko było
dobrze. Problem pojawił się, gdy Piotr usłyszał o cierpieniu i
śmierci Jezusa. Dlaczego? Ponieważ Piotr miał zupełnie inna wizję
Mesjasza. On widział w Jezusie tego, który wyzwoli Izraela, spod
władzy Rzymu, a nie tego, który da się zabić. Ciężko mu było
pogodzić się z własną słabością.
Podobnie jest w
naszym codziennym życiu. Kiedy żyje się nam dobrze i wygodnie,
może się wydawać, że nasza wiara i miłość do Jezusem jest w
porządku. Ale gdy nagle spotyka nas bolesne i przykre doświadczenie,
które jest dla nas błogosławieństwem, choć na początku w ogóle
go nie rozumiemy, boimy się go, lub w jakiś sposób może bronimy
się przed nim. Wtedy ujawnia się w jakim stopniu tak naprawdę
ufamy Bogu, jakie są nasze oczekiwania w stosunku do Niego. Musimy
także pamiętać, że takie doświadczenia one zawsze czemuś służą,
coś nowego nam pokazują. Stają się dla nas najlepszą okazją do
oczyszczania się z miłości własnej. Podobnie jest z małym
drzewkiem, które jest smagane przez silne wiatry i burze po to, aby
mogło się lepiej ukorzenić i być mocne w przyszłości, tak samo
i człowiek przez bolesne doświadczenia staje się dojrzalszy i
uczy się mocno stąpać po ziemi.
Bóg
stworzył nas z miłości i powołał nas do miłości. Jeżeli
będziemy szczerze i prawdziwie trwać przy Nim, to On sam będzie
nam mówił czy to przez swoje Słowo, osoby, czy wydarzenia, co
trzeba zmienić w nas, co wymaga oczyszczenia w naszym sercu, abyśmy
mogli kochać czystą i prawdziwą miłością. Owo oczyszczenie może
dotyczyć naszej pychy, egoizmu, przywiązania się do rzeczy
stworzonych, naszej pamięci, naszych myśli i wiele innych. Bóg
jest także miłośnikiem procesów, dlatego pamiętajmy o tym, że
przemiana naszego serca i myślenia nie dokona się w jednym
momencie, ale będzie trwała przez całe życie. Jednakże, aby ten
ogień Bożej miłości zaczął w nas wypalać to co złe,
zniekształcone i chore, człowiek musi otworzyć swoje serce przed
Bogiem i podjąć świadomą decyzję czy tego chce.
Sylwester
Sylwester
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz